Maciej Sz.

„Yvonne die Burgunderprinzessin” recenzja.

Stowarzyszenie xyz na scenie Yvonne

Minął już ponad miesiąc od kolejnej premiery przygotowanej przez Stowarzyszenie XYZ. Tym razem sztuka Witolda Gombrowicza, Iwona Księżniczka Burgunda, była wystawiona w dniach 9 -11.05.2018 na deskach OFF Theater, w Wiedniu, w języku niemieckim. Budynek z zewnątrz poza szyldem nie wyróżnia się niczym nadzwyczajnym, jednak scena i widownia znajdujące się na piętrze dają poczucie bliskości aktorom i widzom. To styl serca teatru sprawia, że oglądając sztukę, nie tylko poczułem się widzem, ale również wyjątkowym gościem na dworze księcia. Obserwowałem i  brałem czynny udział w życiu dworu, a zarazem gdzieś z tyłu głowy zderzałem neutrony, elektrony, atomy, protony poruszanych tematów ze swoją egzystencją. To imponujące przedsięwzięcie, które łamie strach i kompleksy na tle znajomości języka, jak również poczucia bycia emigrantem. To pokazanie zaledwie kawałka naszej bogatej kultury i ogromnych zdolności, jakie drzemią w nas Polakach. Dotknięcie problemów związanych z naszą codzienną egzystencją, W niej sami stajemy się aktorami i kreatorami swych person, często rezygnując pod wpływem opinii i lęków z naszych prawdziwych oblicz.

Yvonne

Będąc jako widz częścią sztuki z każdą chwilą, scenką rosłem i odkrywałem przesłanie. Dbałość o szczegóły i profesjonalizm, jak również zrozumienie sensu sztuki wywarły na mnie bardzo pozytywne wrażenie.  Różnorodność kostiumów, które zostały zaprojektowane specjalnie na tą okazję przez Panie Laurę Filip i Barbarę Lach, dało mi poczucie bogactwa barw, a zarazem smaku, prostoty połączonej z elegancją.  Bezkompromisowe, a zarazem piękne w swej formie dla mnie były przysłowiową wisienką na torcie, która doskonale dopełniła i jeszcze bardziej uwypukliła przeslanie sztuki. I to muszę powiedzieć. Drogie Panie czekamy na pokaz Waszej kolekcji mody w Wiedniu. Oglądałem sztukę Gombrowicza w kilku różnych interpretacjach, ale to co zobaczyłem w Wiedniu dla wielu może być drogowskazem. Kreowanie sztuki przez ubiór, oprawę odpowiedni dobór środków wyrazu artystycznego, a nie przekoloryzowanie jej to rzadka umiejętność. To ów smak nosa kucharza, który używając odpowiednich przypraw sprawi, że podniebieniem dotkniemy nieba.  Trudno w tym miejscu również nie wspomnieć o muzyce autorstwa Macieja Hellera, która całość subtelnie dopełnia, a zarazem wyznacza rytm bicia naszych serc dynamizując całość.

Podoba mi się bardzo bezpośredniość, z którą autorka scenariusza, a zarazem reżyserka, Pani Magdalen Marszałkowska, prowadzi nas poprzez problemy współczesności, adaptując do naszych potrzeb dzieło Gombrowicza. Nie zamyka nam ust, nie ukierunkowuje, nie ocenia, ale podaje nam na „talerzu potrawę”, której smakiem możemy się rozkoszować, ażeby odkrywać prawdziwe bogactwo naprzeciw którego stoi prawdziwe upodlenie i doskonale prawdziwe zakłamanie. Ta umiejętność i odwaga bycia sobą, zdejmowania różnorodnych masek, pozorów, przygotowywania i serwowania antidotum z wykorzystaniem środków wyrazu artystycznego budzi refleksje i wyprowadza sztukę poza teatralne kurtyny. Moim zdaniem sprowadzenie całości do problemów, które demaskują nieumiejętne korzystania z mediów społecznościowych, a wypływają z naszej zwykłej, ludzkiej niedojrzałości, naszych ran, naszych historii byłoby finezyjnym uproszczeniem przesłania całości, które uchyla drzwi do świata naszej współczesnej egzystencji.

Sztuką jawi się również umiejętność operowania na scenie w bliskości widzów, należałoby powiedzieć pomiędzy nimi. To swoisty wektor świadczący o profesjonalizmie aktorów. Oni dziarsko podnoszą oczy. Niejednokrotnie wbijają wzrok w widzów i zmuszają ich do bycia sobą, albo założenia maski i gry. Uznania prawdy: w murach naszego dworu jesteście gośćmi, a my gospodarzami tego miejsca. Miło się patrzy. Ogląda z zainteresowaniem. Uczestniczy z wypiekami na twarzach i czeka na więcej.

Nie będę nikogo wyróżniał, jak mawiają prawnicy co do zasady, wszak, gdyby któregoś z aktorów i twórców spektaklu zabrakło, zabrakło by w ten wieczór lub kolejne, które nadejdą Witolda Gombrowicza w Wiedniu, a to byłaby prawdziwa strata. Obłąkana, a może normalna, główna bohaterka Yvonne, którą zagrała Chiara Hunski, wprowadziła nas do świata odmienności. Książe – Prinz Philip, w którego wcielił się Paul Felix Gruber prowadził nas ścieżkami buntu i poszukiwania, dorastania, podejmowania decyzji. Jego matka Katarzyna Kuczer w roli Königin Margarethe elegancka, pełna wyrachowania. König Ignac w tej roli Marcin Marszałkowski, pod płaszczem dystyngowanego smaku i mądrości skrywa bezradność i swoją małostkowość. Rolę Asystentki – Assistenz, z natury pozycji na dworze skłonnej do asystowania, ale równie cynicznej, szukającej intryg i realizacji interesów Daniele Neichl . Wreszcie doradcy: Wojciech Czarniak jako Zyprian, Innnozenz i Isa; Rafael Werluschnig jako Cyryl. Rola Erste Tante – pierwszej ciotki przedstawiona przez Anna K. Kolkowską, a drugiej –  Zweite Tante przez Annę Gawęda. Całość promował plakat wykonany przez fotografa Thomasa Salomonskiego, odpowiedzialnego za oprawę medialną. Kończąc wymieniać autorów zamieszania i jego uczestników, których listę z pewnością można byłoby powiększyć wspomnę o Bartoszu Kubiaku, który reżyserował grę światła, a jak wiadomo bez światła ani, ani.

Yvonne Pokaz Mody

Patrząc na obsadę międzynarodową sztuki czuje się nie tylko ducha integracji, ale można zobaczyć umiejętność współpracy pomiędzy narodami, której pewnie niektórzy politycy różnych maści i różnych nacji mogliby się uczyć od aktorów przykutych do teatralnych desek i godzin spędzonych na próbach. To one zaowocowały odważną, bezkompromisową wizją, skłaniającą do poszukiwania odpowiedzi dotyczących autentyzmu pośród otaczających nas ludzi. Można byłoby zapytać o prawdę w sobie samym. Jest więcej nas prawdziwych czy rozreklamowanych, hucznych i rozpychających się łokciami na oceanie bezkresu życia.

Przedstawienie przygotowane przez Stowarzyszenie XYZ, mogłoby stać się równie dobrze wstępem do dyskusji nad problemami cywilizacyjnymi, z którymi mierzą się całe społeczeństwa. Pod przykrywką codziennej charakteryzacji, roli, które odgrywamy, masek, które przemieniamy warto byłoby dotknąć tematu prawdziwego życia w nas samych i zwyczajnie zacząć być ludźmi, a nie strusiami, które albo chowają głowy w piasek i nie widzą problemów, albo żyją w swoich stadach całkowicie zamkniętych na odmienność i bogactwo życia. Jak się okazuje homofobia ma różne twarze, a najdoskonalszą ich fabryką jest każdy z nas.

Na koniec dziękuję za trud pracy i przesłanie nie bojące się dotykać różnorakich problemów naszej egzystencji. Gratuluję wszystkim kreatywności i pomysłowości. A sobie i innym życzę, aby w każdym z nas było jak najwięcej „homo” a jak najmniej „foba”.

Ps. Drodzy widzowie, nie wahajcie się zarezerwować czasu. Kiedy „Iwona” zagości ponownie w Wiedniu, kupujcie bilety. Wspierajcie artystów, sztukę i siebie samych. Możecie tylko zyskać to, co dzisiaj jest bezcenne.


Pokrewne tematy