Maciej Sz.

Podróż do Edenu. Betania – dom spotkania.

Wchodząc w gościnne progi jakiegokolwiek domu wnosimy najpiękniejszy dar, jaki może zaoferować każdy podróżnik, każdy z nas. Wnosimy swoje bogactwo osoby, aby spotkać się w ciszy domowego ogniska z tymi, którzy nas przyjmują, a zatem przyjąć najpiękniejszy dar, jaki wnoszą osoby, które nas zaprosiły, u których przebywamy, Z dwóch różnorodnych nici zaczyna się tkać drogocenna więź spotkania.

Doświadczenie drogi, którą przebyliśmy sprawia, że wraz ze sobą wnosimy nasze wszystkie doświadczenia wypływające z dni wędrówki. Owa otwartość jest niesłychanie ważna, wszak z jednej strony pozwala nam obdarować innych sobą, jak również otworzyć się na dar, który został dla nas przygotowany. Ta korelacja daru i przyjęcia staje się fundamentem wszelkiej relacji. Umiejętność przyjmowania daru jest gwarantem umiejętności darowania. To dwie nogi, na których się trzyma miłość.
Czasami ulegam iluzji, która to spotkanie może ukazywać w fałszywym świetle, a mianowicie sprowadzając je do wzajemnego obdarowania rzeczami materialnymi. Każdy z nas ma oczywiście swoje drogi, swoje relacje, które pielęgnuje i o które dba. Ma swoją Betanię, gdzie czekają najbliższe osoby jego sercu i gdzie zawsze jest oczekiwany i ugoszczony, a czego źródłem pozostaje wartość osoby, a nie bogactwo materii.

Trudno jest mi sobie wyobrazić gest Marii, która wzięła funt olejku nardowego, namaściła stopy Jezusowi i włosami swymi je otarła. Wielu spośród nas zna tą historie i jej egzegetyczne przesłanie. W kontekście jednak problemów, z którymi się zmagamy, przychodzi mi do głowy jego odniesienie do spotkania. Wartość olejku równała się rocznemu uposażeniu robotnika. Kojarzy mi się to, z sytuacją, w której dzisiaj spotykając się, ofiarujemy naszemu gościowi wszystko, co zarobiliśmy w ciągu ostatniego roku. Kojarzy mi się to z gestem całkowitego zaufania wobec osoby, otwarcia. To podstawowe drzwi miłości małżeńskiej, w której nie ma miejsca na handel, a jedynie pozostaje miejsce na wzajemne obdarowanie. Samo słowo dar wskazuje, że jakakolwiek kalkulacja i próba oszacowania jego wartości sprawia, że przestaje być darem, a staje się towarem. Sam dar ze swej natury jest bezcenny i nie ma jako takiej wartości, którą można zdeponować w banku.

Dostrzegam kolejny raz podobieństwo do wdowy z Nain, za czasów Eliasza i zarazem widzę samego siebie. Stawiam sobie pytanie ile dni, chwil, planów, prac, wizji ciągle chcę zachować dla siebie, a ile chcę oddać Jemu, jako swemu przewodnikowi do Edenu? Dzisiaj, kiedy spotykamy się tak rzadko ze sobą, kiedy nasze rozmowy oko w oko są niesłychanie ograniczone i sporadyczne, nie ma czasu na kalkulację i marnowanie jakiejkolwiek chwili spotkania. Zresztą spotkanie, jeśli je dobrze rozumiemy, podobnie zaproszenie i gościna, nie mogą być objęte kalkulacją. Kalkulacja czyni z nich biznesowy market. Do takiego spotkania powinienem się przygotować, nastroić, podejść z sercem wypełnionym szczerością daru i gotowością przyjęcia daru, bycia obdarowanym.

Wskrzeszony Łazarz, który jest, gdzieś w tym wydarzeniu z boku, jednym z zasiadających przy stole, którego Żydzi chcą zobaczyć, a później postanawiają zgładzić, nic nie mówi. Zwyczajnie siedzi i słucha i je. Człowiek, który był umarły, a ożył, zagubił się siostrom, a odnalazł się przyjął dar z dłoni Mistrza z Nazaretu tak dalece, tak stał się nim przesiąknięty, że nawet jeśli, nic nie mówi, nie krzyczy nie tańczy, a zwyczajnie jest staje się niewygodnym świadkiem Miłości.
Zniszczyć dowody, świadków. Układać świat zgodnie ze swoją wizją pozbawioną odniesienia do Miłości, dawania wszystkiego i usługiwania, to czynić kość niezgody. Wizja Judasza, którego Jan nazywa złodziejem. To ogromne zagrożenie dla wartości naszego wędrowania. Nie można przeliczać gestów, słów, pocałunków, spotkań i przekładać na wymiar materialny.
Możemy zostać niekiedy okradzeni w imię wartości materialnych lub namacalnych, związanych z niebezpieczeństwem postrzegania życia tylko w wymiarze doczesnym. W tym wymiarze granice nieustannie ewoluują w stronę wolności bez ograniczeń, która z czasem staje się ograniczającą wolność anarchią, a ostatecznie zniewoleniem.
I jeszcze ten gest Marii. Gest otarcia włosami stóp namaszczonych olejkiem. Trudno mi w jakikolwiek sposób zrozumieć. Ile trudu musiała sobie zadać ta kobieta, aby je otrzeć? Zetrzeć krople oleju jest trudno, a co dopiero osuszyć stopy? Jej włosy przeniknęły zapachem tego kosmetyku i stały się chodzącym dezodorantem roznoszącym w powietrzu jego woń. Woń olejku nardowego, połączoną z zapachem Chrystusa.

Pozwólcie, że popłynę na falach swojej wyobraźni. Goszczę dzisiaj papieża Franciszka i nagle moja żona oddaje mu nasze oszczędności z ostatniego roku. Co bym pomyślał? Goszczę dzisiaj lekarza, który cudem uratował życie bliskiej mi osoby, choć wszyscy mówili, że ona już nie żyje, on pochylił się nad nią ostatni raz i dokonał cudu. Nagle moja żona wstaje i wręcza lekarzowi oszczędności z ostatniego roku. Co bym pomyślał? Gestu Marii tak naprawdę nie da się chyba ani przeliczyć, ani wytłumaczyć, ani zrozumieć. Nie da się również posmakować specjałów i dobroci ze stołu, które przygotowała Marta. Nie sposób odnieść się do serca Łazarza, który powstał ze śmierci do życia, został wskrzeszony. Nie sposób wreszcie do końca zrozumieć Judasza, ale może wcale nie chodzi o to, aby zrozumieć, poczuć, dotknąć i zjeść?

Może chodzi tu o coś więcej? O naszą drogę? Myślę sobie, że jeśli wędrujemy do Edenu, ale po drodze zostawiamy sobie swego rodzaju zabezpieczenia, gwarancje na życie, polisy, bronimy się przed oddaniem wszystkiego Jemu, tak długo nasze włosy, twarz, ręce, ciało, nie będą roznosiły po ziemi zapachu Boga. Zapachu świętości, zapachu, który roztacza woń nie z tego świata w tym świecie.

Ps. Można być blisko Jezusa, jak Apostoł Judasz i co? Można kroczyć drogą do Edenu jak Maria? Można iść za Martą, Łazarzem, Żydami i swoimi wizjami i nic nie rozumieć. Bo chyba nie o rozumienie tu chodzi? Betania to dom spotkania, a spotkanie to zawsze dawanie i branie, dwie nogi Miłości, nie dlatego, że, ale pomimo…..

I jeszcze jedna myśl, która wpadła mi do głowy teraz, gdy dodaję ten wpis. Betania bez cudów i Miłości, nigdy nie będzie Betanią.


Pokrewne tematy