Maciej Sz.

Okruchy. Biadolenie.

Dookoła trochę pól i las, a powietrze pachnie Polską. Jest zupełnie inne. Niesie w sobie dziedzictwo minionych wieków i jednoczy się z sercem, które choć na emigracji, w Polsce wyrosło, w Polsce się zrodziło i jest polskie. Zgodnie z obietnicą siadłem do komputera, aby skreślić kilka słów dla was, szczególnie tych, którzy do moich tekstów sięgają niemal codziennie. Czasami terkocze, jak traktor, który przejeżdża w oddali, ale nade wszystko dzielę się swoim życiem, a przynajmniej jego częścią. Czy to jest ekshibicjonizm? Moim zdaniem nie. Jest to raczej nieustanne poszukiwanie pytań i odpowiedzi. Bliżej mi w nich do filozofa, aniżeli dojrzałego blogera. Niebawem wybije północ i nadejdzie ów dzień, którego się wcześniej nigdy nie spodziewałem. Takie dni zawsze nadchodzą, gdy oddajemy się z pasją temu, co kochamy i przynosi nam radość. Z nimi przychodzi pokój, który wznosi nasze serca w stronę Boga, a przy okazji jest jak zapach kwiatu jaśminu, który swoją wonią napełnia wszystkich, którzy znajdują się jego pobliżu. To jest owa moc, która rodzi się w słabości naszej codziennej walki. Jest ona jak odpływ, który odsłania wszystkie niedoskonałości ukryte głęboko pod powierzchnią wody, a zarazem jak przypływ, który staje się ową siłą i nie tyle ukrywa, co na nowo kształtuje głębię, dno naszego serca.
Nigdy się nie spodziewałem, że przyjdzie taki dzień, w którym pobiegnę i stając na linii startu już będę zwycięzcą, choć mam nadzieję wykrzesać z siebie siły i pokonać zmęczenie, kryzysy, które na pewno się pojawią i na pewno nadejdą na trasie jutrzejszego biegu. Nie spodziewałem się, że kiedyś będę biegał. Zawsze mi się wydawało to takie melancholijne i nudne, a zarazem proste. Wystarczy pobiec i gitara. Tymczasem było to biadolenie Macieja, który nie miał ochoty na wysiłek, a zarazem bieganie. Biadolenie wnoszące miłą dla ucha, płynąca miodem piosnkę wymówki.
No właśnie biadolenie. Tak często i ja sam i my zwyczajnie biadolimy, Że nam się nie chce, że się nie opłaca, że polityka, że kościół, że księża, że korona. Że inni mają więcej szczęścia, robią lepsze biznesy, że żona lub mąż lepszy i grzeczniejsze dzieci, a ja, a ja…. Ja uwielbiam biadolić o pracy, że niedobra i nudna, że nie spełnia oczekiwań, że mało pieniędzy, że jestem jakiś taki niedorobiony. Dość! Basta! Koniec biadolenia. Z biadolenia bieda się robi i uśmiech znika, a jest ono strasznie zaraźliwe i dokuczliwe i dlatego my tacy biedni, styrani, powiedziałbym zdołowani. Wszędzie wrogowie, zawiść i inne pełzające żmije i węże, które kąsają nas w stopy boleśnie, że chodzić się odechciewa. Basta. Dość biadolenia!!!
Skąd inąd źródłosłów słowa jest bardzo ciekawy. Biada – czyli jakieś przekleństwo, jakiś czar, a może klątwa. Do tego diaboli – oskarżyciel, czego tłumaczyć nikomu nie trzeba. Razem zestawione daje nam przysłowiowe biadolenie. Powiedzcie sami. Może być z takiego biadolenia coś dobrego? Raczej nie! Z pewnością nie! Dlatego basta! Dość biadolenia.
Popisałbym jeszcze, ale czas dać trochę umysłowi odpocząć w ciszy rozmowy, zapachu świeżego powietrza, blasku księżyca. Wziąć jeszcze gitarę do ręki i pobrzdąkać razem ze świerszczami. Może się nie pogniewają. Może im się spodoba? Mi na pewno. Tak czy inaczej pozytywnym słowem czas zacząć, gotowi do startu, gotowi do zmagań? Tymi pytaniami kończę, życząc Wam dobrej nocy lub dobrego dnia i tego, czego sami sobie życzyć. Proponuję ponadto fajne ćwiczenie ku refleksji i samorealizacji. Wyobraźcie sobie, że możecie wypowiedzieć jedno życzenie i ono się spełni. Nieważne jak. Po prostu. Macie jedno życzenie, jedną prośbę czego ona będzie dotyczyć?
To co? Biegniemy?


Pokrewne tematy