Seweryn Seweryn

Pięć sposobów na niejadka

Doskonale pamiętam swój pokój z ławą ustawioną pośrodku. Ten widok z mego dzieciństwa nigdy nie wróżył nic dobrego. Dlaczego? Na jednym jej końcu siedziałem ja , na drugim mój tato. Przede mną stał talerz pełen jedzenia. W kuluarach czterch ścian, w zamkniętym pomieszczeniu, odbywał się pojedynek dwóch rewolwerowców. Jeden chciał zwyciężyć i pokonać syna zmuszając go swym cierpliwym, długim oczekiwaniem do zjedzenia posiłku z dawką witamin. Drugi brał go na przeczekanie. Płakał, grymasił, sięgał widelcem i znowu płakał i grymasił. Walkę momentami przerywały sekundantki w osobach: babci i mamy. Negocjowały uwolnienie zakładnika, którym byłem ja, z rąk niemiłosiernego i cierpliwego oprawcy, który chciał zwyczajnie dobra dla swojego pierworodnego i realizował wcześniejsze prośby płci pięknej: no zrób coś. Nie spisałem wszystkch wyników poszczególnych pojedynków, choć to nie ma wiekszego znaczenia, bowiem każdy z nich był, po prostu był. Myślę, że latający byk energetyzujący swoim smakiem i składem mając dostep do materiałów archiwalnych w mej głowie, mógłby pokusić się o przygotowanie specjalnej edycji ekstremalnych zawodów karmienia dzieci. Nie mamy się co oszukiwać. Nasza rodzicielska perswazja i koncepcja zwyczajnie niekiedy zawodzą. Staramy się osiągnąć efekty przy użyciu nieodpowiednich środków lub barakuje nam inwencji twórczej. Dzisiaj chcę Wam przedstawić pięć spsobów dzięki którym być może Wasze dzieci zaczną zwyczajnie jeść.

Na marginesie szkoda, że nie może być normalnie. Jedni rodzice chowają i zamykają nawet na kłódki lodówki, szafki z jedzeniem chroniąc swoje dzieci przed otyłością i obżarstwem, a inni robią wszytsko, aby dzieci zaczęły jeść.

Sposób pierwszy. Aktor. Syn lub córka nie lubi marchewki, a zatem przebierasz się za marchewkę, owoc, warzywo. Twoja kreatywność może pomóc dziecku polubić marchewkę, skoro kocha mamę, kocha tatę, pokocha marchewkę. Uczucie, które się w nim rodzi jest również wspaniałe. Mogę zjeść mamę lub tatę. Zdarza się, że tak ukształtowany umysł dziecka sprawia, że w chwili rozpaczy, opuszcenia, jakiejś nerwoej niedyspozycji może Ciebie zwyczajnie ugryźć. Mnie to nie dziwi. Przecież taki model zachowania utrwaliliśmy swoim postepowaniem.

Sposób drugi. Negocjator. Nie bój się negocjować. Zacznij od wytłumaczenia dziecku, że to dla jego dobra, zdrowia, rozwoju i dorastania. Jeśli negocjacje będą zagrożone użyj argumnetów, które każdy niejadek zrozumie. Powiedz, że jeśli zje, w nagrodę pójdzie pobawić się do praku lub w domowym ogrodzie, domowym podwórzu. Jeśli i to nie pomoże zacznij płacić przy użyciu drobnych fantów, gadżetów. Pokaż swojej latorlośli lub latoroślom, że warto się starać. Kiedy się zestarzejesz i okaże się, że dysponujesz niestety, pomiomo ciężkiej pracy niewielką emeryturą, Twoje dzieci chętnie przybędą z pomocą. Wcześniej postawią tylko jedno pytranie: co otrzymają w zamian. Jeśli nagroda będzie nieadekwatna do wkładu możesz usłyszeć, że to się im nie opłaca, ale przecież tego uczyliśmy i taką postawę utrwalaliśmy na zasadzie kija i marchewki. Kija możemy znaleźć niemal wszędzie, lecz marchewkę trudniej, więc jeśli dzieci jej nie zobaczą, wówczas dzieje się …

Sposób trzeci. Metoda negatywnej motywacji. Przynosi wspaniałe efekty szczególnie w wieku dojrzałym. Rodzice powtarzali Stasiowi, że jeśli nie będzie jadł warzyw i owoców nie urośnie. Maryna zaś słyszała, że jeśli nie będzie piła mleka i jadła serków i innych przetworów mlecznych nie będzie miała śnieżnobiałych zębów. I co? Stasiu poszedł do gimnazjum. Poznał tam wspaniałych kolegów. Zobaczył, że są trochę wyżsi i przypomniał sobie słowa rodziców. Zrozumiał swój błąd, podobnie Maryna, odkryła koleżanki ze śnieżnobiałym uzębieniem i również cofnęła się do wspaniałego festiwalu negatywnej motywacji. Nic dodać, nic ująć. Co jakiś czas odzywają się w nich kompleksy, a chwilami czują się nie do końca spełnieni. Powiedzmy sobie szczerze wybrakowani.

Sposób czwarty. Metoda arytmetyki połączonej z budowaniem w dziecku poczucia winy i empatii. Kamilu zjedz jeszcze trochę. No te kilka łyżek dla dziadka, teraz za babcię, za wujka, a teraz z mamę, za ciocię Stasię. No zjedz za ciocię. Biedny Kamil juz nie mógł. Był najedzony, przejedzony, syty i w ogóle. Niestety ciocia Stasia kilka dni później odeszła. Kamil przypomniał sobie, że nie zjadł za ciocię i obarczył się nieświadomie winą za jej zejście. Kiedy poszedł do szkoły okazało się, że nie lubi, nie cierpi, choć to i tak za mało powiedziane matematyki, lecz jest bardzo uzdolniony humanistycznie. Czyżby zadzałał mechanizm wyparcia?

Sposób piąty. Metoda misz masz. Nie będę się zbytnio nad nią rozwodził. Najważniesjze jest osiągnięcie celu, który zakłada jedno. Dziecko podejdzie i zapyta: mamo, tato mamy coś słodkiego? Miszka utartego jabłka i masz jedno ciastko. Miszka zupy i masz kawałek czekolady. Misz i umisz zjeść to masz. Ta metoda zakłada zaspokojenie potrzeb dziecka w najbardziej konfortowy dla rodziców sposób. Niestety jej negatywanym skutkiem jest misz masz.

Pewnie spodziewaliście się autentycznej metody pięciu kroków. Tymczasem w tekście otrzymaliście miszkę ryżu i maszką po krzyżu. Każde dziecko jest inne i nie ma utartych sposbów w odniesieniu do jego zapotrzebowania na witaminy i minerały ukryte w różnorodnym jedzeniu. Nasz syn musi mieć idealnie czysty talerz, dokonale wypolerowane sztuće. Chleb samruje nożem od masła, parówki kroi nożem od parówek, a herbata musi być podana w kubku do herbaty, woda w kubku do wody i tak dalej. Oczywiście wszyscy prostujemy te higieniczne nawyki, ale one tak naprawdę stanowią najmniejszy problem. Problemem jest jedzenie. Apetyt zmienia się wraz z jego rozwojem i to co niedawna było przysmakiem teraz staje się niesamczne, niedobre nie do zjedzenia. Wraz z rozwojem wyostrzył się wzrok, smak, węch i coraz trudniej oszukać jego zmysły. Przecierane zupy, mikoswane soki, to w naszej kuchni codzienność. Najlepsza jednak jest woda z rosołu, zupy warzywnej, czy wreszcie ta do picia. Co zrobić, kiedy ręce opadają i wydłużają się do kostek, ciągną po podłodze, ulicy i zwyczajnie rozkładają się w geście bezradnej niemocy? Być kratywnym! Oto odpowiedź. Na dziwczynki działały inne sztuczki, na niego już nie. Pocieszające jest jednak to, że niektóre smaki są stopniowe odkrywane. Czosnek, który był do niedawna w zupie, czy mięsie, teraz już nie jest przeszkodą, a raczej przyjemną smakową przyprawą. Jego właściwości mineralnych chyba nikomu nie trzeba specjalnie przedsatawiać. Można powiedzieć: jedzenie czosnkiem stoi.

Każde dziecko jest inne. Każde jest piękne, kochane i niepowtarzalne. Czasami jego nawyki żywieniowe, a także zachowania nas przerastają, a z każdym rokiem jest coraz trudniej, bo trudno gotować dla pięciosoobowej rodziny w pięciu garnkach. To, co zauważyłem jako ojciec, to perswazja przez pochwałę. Każde dobre słowo, uśmiech, gest podziwu wyrażający zdumienie nad apetytem przynosi najlepsze efekty. Zresztą nienadaremnie się mówi: nic na siłę.

Sposobów na wyżywienie niejadka nie brakuje. Ogranicza je nasza kratywność, upór oraz spojrzenie. W końcu rodzic nie może pozwolić sobie na błędy! Nie może się mylić! W przeciwnym razie, kto będzie bezbłędny i idealny? Ktoś, ale nie my. Tymczasem słowo nie wiem, przepraszam, dziękuję, pozwala naszym pociechom spojrzeć na nas oczyma miłości, a przede wszystkim dojrzeć. Życzę sobie i Wam kratywności w wychowaniu, karmieniu, gotowaniu. Głowa do góry. Nasze dzieci z głodu nie umrą. Na koniec powiem, że nasz niejadek ma doskonałe wyniki krwi. Wniosek? Je. Jednak je! Odżywia się i to dobrze i jesteśmy dalecy od tego, aby cokolwiek suplementować. Powodzenia.


Pokrewne tematy