Mimi

Białe szaleństwo.

Przestrzeń i Ty. Niezmierzona biała przestrzeń i Ty. Pusto. Mgła lekko przykrywa wierzchołki drzew. Ty i dwa kawałki drewna, nad którymi powinieneś zapanować. Pokazać, kto tu rządzi, kto jest silniejszy. Patrząc w dół, nie dostrzegając nawet końca tego bezkresnego morza zastanawiasz się, po co Ci to było. Czy naprawdę tego pragnąłeś? Czy chcesz to zrobić? Niestety, droga odwrotu została odcięta. Z dołu nie wyglądało jeszcze tak strasznie. Wjazd na górę orczykiem był przypieczętowaniem jedynej drogi: w dół. Są dwie możliwości: albo zjedziesz obojętnie w jakim stylu: pługiem, łukiem podwójnie krzywym, na krawędziach swoich lub współjeżdżących, na plecach ratownika, lub zdejmiesz deski i pomalutku boczkiem, boczkiem na czterech literkach będziesz się przesuwał centymetr po centymetrze w kierunku zbawiennej mety.

Kilka sekund wydłużających się w wieczność. Na szczycie zawsze jesteś sam – ktoś kiedyś powiedział mądre słowa. Może ostatni raz dane jest mi podziwiać ten pięknie stworzony świat w jednym kawałku. Pan Bóg nie wymyślił nart, tylko istni szaleńcy. A ja sama za własne pieniądze, na własne życzenie postanowiłam się skrzywdzić.
Niestety droga jest tylko jedna, a i duma w człowieku nie pozwala podjąć innej decyzji jak ta: zjeżdżam. Nie na darmo od miesięcy biegałam wraz z mężem po wszelkich sklepach sportowych, by dopasować zielony kombinezon do koloru nart, rękawiczki do kijków, a czapkę do butów. Wszystko miało grać, pięknie kontrastując z nieskazitelnym kolorem śniegu. Figura kształtna, miękko opleciona rozgrzewającym i nieprzemakalnym teflonem, opięte jędrne pośladki wyciskane podczas jesiennego fitness maratonu, seksownie wypięte przy każdym prawidłowym skręcie, na które, uwagę pewnie zwróciłby nie jeden facet, gdyby nie ta szybkość. Nawet śnieg jest biały, sztuczny, ale biały, zmrożony, twardy, ale jest. Naturalnego zabrakło niestety w tym roku. Pewnie napada w maju, jak wszyscy będą już marzyć o plaży nad Adriatykiem.

Na wszystkich świętych, … jadę. Powoli, powoli pługiem przemieszczam się z wolna w dół, przypominając sobie w trakcie, wszystkie podsłuchane poprzedniej zimy wskazówki szkolącego jakąś grupę instruktora. A teraz lekkim łukiem skręcamy w prawo, uginamy nogi w kolanach, miękko, opuszczamy podwozie, przenosimy ciężar na prawą nogę, lekko pochylamy tułów do przodu… . Zawsze pamięć miałam nieskazitelną, szczególnie: gdy postanowiłam, że czegoś się nauczę, jak najtańszym kosztem. A poza tym, teraz coraz modniejsze są wirtualne szkoły, i można każdy sport ćwiczyć w ciepłym zakątku, nie wychodząc z domku, na nartach ćwiczyłam całą jesień, podkradając płytę z Wii naszym dzieciom.
Narty staramy się prowadzić razem, nie rozjeżdżać się, razem, nie tak szybko, skręcać proszę, skręęęcać, tym razem w lewo, przede mną wyciąg, ktoś śmignął z lewej strony, jak to było w lewo?- nie dosłyszałam, bo akurat wtedy zadzwonił telefon, w lewo, jak do cholery skręca się w lewo, pęd powietrza owiewa coraz szybciej moją smukłą sylwetkę. Trzeba się było nie odchudzać , byłby większy opór. W lewooo, przechyliłam się zbyt mocno, nowy styl na jednej narcie, to też widziałam kiedyś w telewizji, złapałam na szczęście z powrotem równowagę, przecinam z coraz większą prędkością, tory jazdy innych użytkowników, tym razem przede mną las, znów trzeba skręcić, tyle się trzeba napracować, jakby nie można na nartach jeździć prosto, mówisz i masz, jadę prosto, jadęęę, szybko o wiele za szybko, do tego śnieg – wreszcie zaczął padać, upragniony przez wszystkich, właśnie teraz prosto w oczy. Co raz mocniej. Nic nie widzę, uwaga z drogi, bo jadę, pozostał tylko krzyk rozpaczy i nadziei, że inni umieją jeździć, że ćwiczyli naprawdę, a nie wirtualnie. Ratunku, kto porobił tutaj tyle muld i wybojów, dobrze ze założyłam kask, mimo że popsuł mi tak starannie przez godzinę układaną fryzurę. Może przeżyję. Upadek. Najlepiej, podobno nauczyć się upadać. Ta umiejętność zawsze przydaje się w życiu. Na prawy bok czy na lewy? Obojętne. Byle nie do tyłu! Gdzie ja byłam, gdy była lekcja upadku? Pewnie grzałam się przy winku w karczmie? Przegapiłam najważniejsze.

Co powiem dzieciom? Mój nowy kombinezon z Mont back. Niech to. Auuu. Padam. Ciemność. Światło. Widzę zatroskane miny dzieci i męża nade mną.
-Mamo, czemu nie mówiłaś, że nie umiesz jeździć? Nauczylibyśmy Cię!


Pokrewne tematy