Maciej Sz.

Nazywając siebie cudem, niedowierzałem.

Stając wczoraj przed lustrem i nazywając siebie cudem niedowierzałem. Poliki lekko zapadnięte, nos pokrzywiony, kulfoniasty. Przerośnięte brwi przypominające oczy puchacza i siwe włosy na brodzie, wąsie. To wszystko w połączeniu z łysiejącym czołem cudu raczej nie przypomina. Bardziej ukazuje znak mijającego czasu. Postanowiłem jednak nie dawać za wygraną. Spojrzałem raz jeszcze na siebie i powiedziałem głośno: Maciej jesteś cudem! Znowu niedowierzanie i wątpliwości. Powtórzyłem to raz drugi, trzeci i wtedy eksplodowałem. Nie złością i nie płaczem, ale zwyczajnym śmiechem wypływającym z gardła. Do tego zwróciłem się do siebie z czułością dodając słodkie Maciusiu i poczułem się nieswojo, lecz śmiałem się dalej. Gromko i szczerze.

Potem pomyślałem o wielkich rzeczach, które robię na co dzień, a spośród nich wyrosło sprzątanie. Poczułem ogromny smutek. Szkoda, że tej pracy nie można wykonywać zdalnie. Jakżeż było by miło, usiąść w domu przed komputerem i przez cztery godziny instruować właścicieli biur, mieszkań lub klatek schodowych śledząc jego odpowiednie ruchy, kolejno odświeżane i odhaczane miejsca lokum na liście rzeczy do zrobienia. Dobrze, że tak nie jest, bo prawdopodobnie zamieniłbym się w sadystę lub energetycznego wampira. 

Przypomniałbym sobie wszystkie sytuacje, w których zostałem upomniany za swoją opieszałość lub niedokładność. A przecież jestem naprawdę dobrym, dokładnym i sumiennym pracownikiem. Sumiennym konserwatorem tronów upuszczania dziennego targetu żywienia, emocji, napojów. Bardzo dokładnym pracownikiem sanepidu, który kontroluje miejsca przygotowywania posiłków. Uwierzcie mi, że niektórzy potrafią je zapuścić w ciągu kilku dni. Gdyby nie moje dobre serce i chęć do pracy, dawno już bym niektórych restauratorów pozamykał. Za co? Pleśń wyhodowaną w słoikach z żywnością i lodówkach. Przypalone i tłuste blaty kuchenne. Niedomyte garnki, szklanki, talerze, całe zastawy. Niektórzy mają tak duże zaufanie do inteligencji zmywarek oraz środków dezynfekujących zamkniętych w tabletkach, że zapomnieli o tajemniczym stwierdzeniu, a właściwie prozaicznej czynności, którą oznacza kontrola jakości.

Szkoda, że nie ma zdalnego sprzątania. Możecie mi wierzyć albo nie, ale są osoby, które mają sprzęty kuchenne z najwyższej pułki, ale chyba tylko dla ozdoby. Dla przykładu funkcji samooczyszczenia piekarników nigdy nie użyli. Nie dlatego, że nie umieją czytać instrukcji lub przekręcenie dwóch gałek i wciśnięcie jednego klawisza jest zbyt trudne. Boją się tego w jaki sposób ów proces przebiega, generując stres nie do przezwyciężenia Prościej przychodzi im głoszenie światu, nowiny o tym, że poddali się testom na wirusa lub forsowania programów naprawy świata i budowy idealnych społeczeństw, co samo w sobie jest utopią. Niech żyje Orwell chciałoby się powiedzieć. 

Gdybym chciał brnąć dalej, to znalazłbym sytuacje mobingu w pracy i nieprzyjemne nieporozumienia, że coś trwało zbyt krótko lub zbyt długo. Na szczęście takie, jeśli się powtarzają w większości kasuję zamykając za sobą drzwi, bo w końcu to ja ostatecznie wybieram u kogo pracuję. 

Szanuje swoja pracę. Nie wiem czy lubię, ale to, że tyle lat w niej wytrzymałem i dzisiaj potrafię na to patrzeć z dystansem jest cudem. W tej pracy bywam również nauczycielem. Uczę ludzi szacunku do mnie, mej pracy, jak również elementarnych zasad dobrej kultury. Kiedyś zbierałem po całym mieszkaniu pojedyncze skarpetki i nie tylko. Trwało to może miesiąc. W końcu wpadłem na genialny pomysł. To co leży na podłodze,  należy traktować jak śmieci. No, ale skarpetki? Może raczej nie? Ale musze je nieustannie zbierać! Walcząc z tymi myślami znalazłem w końcu rozwiązanie. Jedna szła do prania, a druga do śmieci. Po 3 sesjach terapeutycznych śmieci – skarpetki i wszelkie inne niepotrzebne rzeczy zniknęły z podłogi. Można było normalnie pracować. Skończyłem ze zbieractwem, a moi podopieczni zostali wychowani – przysposobieni do porządku.

Czasami patrzę na te moje duże, przybrane dzieci i jest mi ich naprawdę żal. W kilka dni potrafią narobić tyle bałaganu i chaosu. Produkują brud. Przyjaźnią się z kurzem. Bywają niechlujni, a boją się bakterii i zarazek, na które sami przyzwalają i które do mego przybycia bywają im obojętne. 

Muszę jednak też wspomnieć o miejscach do których wchodzisz i zastanawiasz się nad tym, po co przyszedłeś, bo i tak są na mapie mojego harmonogramu pracy. Wszystko poukładane, panujący porządek i harmonia, bez włosa, kurzu i brudu. Choć tam najczęściej piejmy kawę i rozmawiamy. Tak czy inaczej to dziwne.

Dziwne, ale trudno się dziwić, skoro stoję przed lustrem, patrzę na siebie i mówię: Maciuś jesteś cudem. Śmieję się sam do siebie. Podziwiam. Dziękuję za to, że każdy dzień i każde teraz, nawet to nieprzyjemne, konieczne mogę uczynić cudem. Zachęcam was do tego, abyście czasami się pośmiali i zobaczyli, że aby znaleźć złoto, oszlifować diament, trzeba się natrudzić. Jednak warto. W końcu cuda nie zdarzają się codziennie, a jeśli się zdarzają, to my też mamy w tym swój udział. 


Pokrewne tematy