Maciej Sz.

Podróż do Edenu. Czarna dziura i nadzieja.

Czarna dziura jest nie tylko fenomenem odkrytym we wszechświecie. To także fenomen obecny w życiu podróżnika. Swoją mocą potrafi najpiękniejszy dzień uśmiechu i pokoju, optymizmu i nadziei zamienić w rozpacz, beznadzieję, smutek, zniechęcenie, brak jakichkolwiek motywacji do podejmowania dalszych działań. Kiedy z żoną dostrzegamy tego rodzaju chwile w naszej wędrówce, próbujemy zapobiegać powstawaniu nadmiernej i niesłychanie niebezpiecznej bliskości wobec tego zjawiska, która może nas razem lub indywidualnie swoja magnetyczną siłą zwyczajnie wessać do świata, gdzie Słońce nie dochodzi. Dobrze jest mieć wówczas przy sobie osobę, która będzie potrafiła nas chwycić za rękę i poprzez mocny uścisk dać nam możliwość złapania oddechu lub zwyczajnie też stanie się małą iskrą oświetlającą drogę i wskazującą kierunek wyjścia z danej sytuacji. A może czarne dziury pojawiają się tam, gdzie ludzkie środki poszukiwania sensu, zrozumienia i światła zwyczajnie zawodzą? Ostatecznie to my sami musimy przezwyciężyć i zrobić kolejny krok na drodze swojego wędrowania opierając się na niezrozumiałej sile, która została wpisana w nasze człowieczeństwo.

W tym względzie światło chrześcijańskiej wiary okazuje się światłem, które świeci w ciemności. Odniesienie swojej podróży do wartości przemijających, również w tym względzie wartości drugiego człowieka może okazać się złudne.

Patrząc na Historię Zbawienia, odnosząc się do doświadczenia Chrystusa, owo opuszczenie i samotność, którego wymownym świadectwem są słowa z krzyża jest wpisane w nasze życie. To dopiero za jego ramionami obejmującymi wszystkich, którzy temu dotykowi pragną się poddać i jego pomostem wbitym w ziemię, a skierowanemu ku niebu ukazuje się światło zwycięstwa. Nowych narodzin.

Mała siostra wiary i miłości, nadzieja stoi niczym niewielka i niepozorna dziewczynka z zapałkami, zachęcając nas do uratowania jej i naszej historii. Podróżnik smagany wiatrem nieprzychylnych komentarzy, upałem pragnienia zmiany, która nie nadchodzi i której nie widać, deszczem łez lamentujących nad swoim położeniem, śniegiem, który niczym krawiec szyje płaszcz lodowej bryły przekreślającej sens dalszej wędrówki zawsze może chwycić się tej ostatniej deski ratunku, niepozornej zapałki, która okaże się pomostem prowadzącym do wiary w sens kontynuowania zmagań oraz umiłowania czasu, który został mu ofiarowany.

Śledząc nagłówki wiadomości i wsłuchując się w przekazywane informacje, można ulec iluzji świata pozbawionego dobra, sensu, miłości. To tylko iluzja. Żeby ją jednak odkryć i pokonać trzeba mieć przy sobie kogoś, kto będzie nas potrafił z jej macek wyciągnąć. Macek ośmiornicy, która chce pozbawić nas dostępu światła.
Nadzieja towarzyszy nam od momentu poczęcia, aż do momentu śmierci. Ona wbrew niejako sobie samej podpowiada ledwie słyszalnym głosem, że to ma sens. Jej brak natomiast, choć nie do końca i mimo wszystko w znacznym uproszczeniu staje się depresją. Samo słowo depresja w sensie geograficznym, wskazuje na położenie lądu poniżej poziomu morza. Stan usytuowany pod linią wyznaczającą normalność. Psychiczny zawał, który sprowadza nas w doliny czarnych dziur. Oczywiście, że można byłoby w tym miejscu debatować nad tym, co owa normalność oznacza i co przez nią możemy rozumieć. Można również przytoczyć setki logicznych argumentów wskazujących na błędy, niedociągnięcia, niezainteresowanie ze strony Boga i irracjonalną wartość samej wiary. Na szczęście dobra wiadomość w tym wszystkim jest taka, że nadzieja sama w sobie jest irracjonalną, co w żaden sposób nie przekreśla i nie deprecjonuje jej siły. Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie. Podkreśla jej wartość to ma sens.

Ps. Dzisiejszy tekst napisałem siedząc w dziurze. Staje mi jednak przed oczyma historia Józefa, który też znalazł się w studni. Wrzucili go tam jego bracia, a on ich później wszystkich uratował. Nie musimy rozumieć wszystkich dróg, albowiem dopóki idziemy jesteśmy zwycięzcami. Do jutra.


Pokrewne tematy