Maciej Sz.

Podróż do Edenu. Miłosierdzie.

Podróż do Edenu. Miłosierdzie.

Miłość z serca, czyli miłosierdzie, to jedna z tych nieodłącznych przyjaciółek, które kroczą razem z nami i nieustannie nas zaskakują swoim nieprzewidywalnym i niemierzalnym pięknem oraz bezinteresowną prostotą. Nie da się go położyć na wadze i zważyć. Nie obejmą go żadne miary. Nie wskażą jego wartości drogocenne kamienie, ani szlachetne metale. Takie ono jest. Zawsze ponad wszystkim i zawsze pomimo wszystko. Darmowe i wielkie. Bezcenne. Nie ma nic wspólnego z bezstresowym wychowaniem oraz swawolą, czyli źle pojmowaną i rozumianą wolnością.

Zawsze miałem problem z właściwym rozumieniem tego słowa. O ile ja sam popełniałem błąd jako dziecko lub teraz jako dorosły, zawsze o to miłosierdzie prosiłem usiłując ściągnąć na siebie (nie tylko w sensie religijnym, ale również ludzkim). Jeśli natomiast, ja byłem proszony o okazanie miłosierdzia, przychodziło mi to już dużo trudniej. Zraniono moją dumę, albo mnie jako osobą, a ja mam teraz wybaczyć? To jednak nie jest jeszcze wymiar najtrudniejszy. Najtrudniejszym jest okazanie miłosierdzia sobie samemu. Mam z tym trudność. Jako podróżnik perfekcjonista, z lżejszym lub mocniejszym skrzywieniem w niektórych dziedzinach ciągle zmagam się z umiejętnością wybaczania sobie. To właśnie ten wymiar miłosierdzia, wobec siebie samego sprawia najwięcej trudności. Z jednej strony łatwo być nad wyraz miłosiernym wobec siebie, a z drugiej katem, który egzekwuje i wykonuje zasądzone przez siebie wyroki w celach zadośćuczynienie, poprawy, lepszego jutra.

Mam problem z miłosierdziem. Trudno znaleźć właściwy przykład ilustrującego jego siłę i moc. Napisać o nim w kilku zdaniach lub zawrzeć istotę w kilku słowach, wydaje się zadaniem karkołomnym. Jedyny obraz, który przemawia, przynajmniej do chrześcijan, to obraz krzyża i padających z niego słów. Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. Mam problem z miłosierdziem w sensie pojawiającej się sprawiedliwości. Naprawianiem wyrządzonych szkód. O ile w przypadku dóbr materialnych naprawienie powstałej szkody nie jest trudne, wszak rzeczy materialne są mierzalne, o tyle w sensie duchowym i psychicznym jest to wręcz niemożliwe, chociażby i z tego powodu, że każdy człowiek jest inny. Ma wartość wsobną w sobie samym, wartość wpisaną w swoją i tylko swoją osobę, jak również i z tego tytułu, że nawet mała nieprawość lub krzywda, która go spotka zmienia jego myślenie, nastawianie, spojrzenie. Nie ma takiej opcji, takiej możliwości, aby przywrócić mu utracony blask korzystając z arsenału ludzkich środków.

W sensie miłosierdzia niemierzalny jest również Eden. Wyobrażam sobie swojego najgorszego wroga. Widzę nas razem siedzących obok siebie lub naprzeciw siebie w Ogrodzie. Śmiejących się i żartujących.
No właśnie! Jeśli w naszym Edenie nie ma miejsca dla naszych przeciwników, nieprzyjaciół, również wrogów, to znaczy, że niestety niewiele rozumiemy z tego słowa. Trudno jest bowiem mówić o pięknie tylko na wyłączność. Nie można go czynić tylko swoim, nie próbując się nim dzielić. Brak chęci dzielenia przekreśla piękno. Podważa sens powstawania dzieł sztuki, muzeów, utworów literackich i muzycznych. Stawia pod znakiem zapytania niemalże wszystko.

Bez miłosierdzia nie ma nas. Nic nie ma. Tak jak serce tłoczy krew przez żyły do najdalszych zakątków naszego ciała, ożywia je i nadaje mu rytm, tak miłosierdzie tłoczy miłość od serca do najdalszych zakątków ludzkiego bycia

Jest jeszcze jeden wymiar. Serce tłoczy krew, która do tego serca powraca. Miłość, która płynie z serca, napełnia je również życiodajnym sokiem miłości. Czyni z serca centrum życia, centrum osoby, centrum nowego.


Pokrewne tematy