Maciej Sz.

Podróż do Edenu. Potrzeby Chlebowe.

Drugi raz w tym roku dopadł mnie głodowy kryzys w czasie jazdy rowerem, z dala od domu. Ssanie wydobywające się z głębin mojego żołądka wraz z mięśniami, niesione protestem ciała wołały: daj nam jeść, nakarm nas, bo nie będziemy pracować. Rozum swą władzą próbował tłumić bunt, wzywając do rozejścia się manifestujących. Przekonywał, że w obecnej sytuacji nie ma wyjścia i trzeba się podporządkować obostrzeniom. Dopóki nie dojedziemy, nie wyrobimy normy i mowy o jedzeniu nie ma. Było ciężko. Protest się nasilał, a do domu było jeszcze daleko. Na szczęście nieoczekiwanie nadeszła pomoc spoza powiązanych kręgów. Znalazł się dobrotliwy kolega, który podrzucił butelkę z napojem uzupełniającym elektrolity oraz małą przekąskę w postaci batoników energetycznych. Delicjały odciążyły umysł, wyciszyły protestujących i pomogły zrealizować cel.

Szczerze powiedziawszy był to z mojej strony błąd, który popełniłem przeszacowując swoje możliwości. Droga do Edenu jest długa i wyczerpująca. Trzeba jeść. Trzeba karmić swoje ciało, aby łatwiej było kroczyć przed siebie, do celu. Myśl, choć jest impulsem elektromagnetycznym potrzebuje zasilania. Doładowania również domaga się nasz duch. Głód cielesny, psychiczny, duchowy trzeba zaspakajać, a nie zagładzać. Nadmierne wyeksponowanie jednego z wymiarów, z pominięciem innych zaburza nasze harmonijne działanie. Dawni wędrowcy nosili ze sobą zawsze dwie torby. Jedną był bukłak na wodę, a drugą chlebak. Mieli je pod ręką, aby w każdej chwili do nich sięgnąć. W tym wymiarze podoba mi się myśl ks. Krzysztofa Grzywocza – psychologa, psychoterapeuty. W kontekście osobistego rozwoju, a także relacji międzyludzkich wskazywał na potrzeby chlebowe. Potrzeby, które powinny być zaspakajane przez nas i przez innych, w obrębie budowanych relacji i tworzonych związków (zachęcam do samodzielnych poszukiwań jego wykładów), a także w trosce o swoje własne dobro.

Warto poświęcić im więcej uwagi. Przez chwilę się nad nimi zatrzymać, aby nasza podróż do Edenu nie była przeszacowana, abyśmy potrafili tak jak ów kolega dostrzec tych, którzy tego spojrzenia i tej pomocy z naszej strony potrzebują. Wcale nie chodzi tylko i wyłącznie o ludzi bezimiennych, przypadkowo napotykanych, ale również o tych z którymi nasze podróżowanie jest niejako powiązane.

Człowiek to nie wielbłąd. Bez wody nie przeżyje. Człowiek to również nie gad, który posili się do syta i potrafi kilkadziesiąt dni wytrwać bez pożywienia. Oczywiście post i swego rodzaju wstrzemięźliwość są w te potrzeby chlebowe wpisane. Ja osobiście, kiedy się naprawdę obeżrę – przepraszam za słowo, albo opiję jakimkolwiek napojem, pomijając alkohol, to często nie mam ochoty na jakikolwiek ruch, działanie. Mogę powiedzieć, że w tym sensie obżarstwo zwyczajnie usypia potencjał twórczy, sportowy, intelektualny, właściwie każdy poza jednym: sennym.

Dzisiaj w naszej podróży zostawiam was z hasłem, zapożyczonym od księdza Krzysztofa. Potrzeby chlebowe oddają ducha podróży. Do każdej należy się przygotować, , bo inaczej…. Co prawda moje ostatnie doświadczenie, pokazuje, że cuda się zdarzają, jednak liczenie na nie w wymiarze, w którym sam mogę poniekąd stanąć na straży pewnych wartości jest albo głupotą, albo czystą zuchwałością.

Ps. Kontynuując naszą podróż do Edenu, na chwilę zatrzymamy się w miasteczku: „Potrzeba(y) Chlebowa(e)”. Do jutra. Tymczasem.:-)


Pokrewne tematy