Maciej Sz.

Podróż do Edenu. Słowo i obraz.

Przed paroma dniami wspomniałem w jednym z tekstów o pewnej młodej „podróżniczce”, o której życie walczyli lekarze. Dzisiaj chcę powiedzieć wszystkim tym, którzy wówczas pochylili się nad jej losem i westchnęli do Boga, który kocha i ciągle wierzy w dobroć ludzkich serc, że stał się cud. Ta młoda osoba będzie żyła. To dobro wyświadczane sobie nawzajem zawsze powraca. Jestem tego całkowicie pewny. Ono zawsze dokonuje się w cichości naszych serc, skrytości naszych domów i prostego wołania naszych ust, których głos w całej swej szczerości i oddaniu staje się nad wyraz mocny. To jest też pewna tajemnica, że prosimy za innymi z dużo większą mocą i szczerością, niekiedy mokrymi oczyma od łez współczucia i zrozumienia, aniżeli za samymi sobą.Tak naprawdę nikt nas nie wie, ile osób go poleca, jak i głośno nie mówi ile osób poleca sam.

W tym miejscu mógłbym zakończyć dzisiejszą dobrą wiadomość. Jest nie tylko dobra, ale i cudowna w swej wymowie i prostocie. Pozwólcie jednak, że zrobimy jeszcze kilka kroków razem dalej. Mam wrażenie, że żyjemy dzisiaj w czasach, w których potrzeba podróżników. Ten typ ludzi ma w sobie umiejętność przechwytywania obrazów i zachwycania się nimi. Ma również umiejętność wsłuchiwania się w słowa. Być może bogactwo krajobrazów, które nieustannie podziwia i którymi się zachwyca, pozwala mu oczyma wyobraźni nadawać konkretnym słowom wyraz, wygląd, ożywiać je, czuć, smakować i nimi się cieszyć. Być może z tego bogactwa podróży, a może czasu spędzonego w samotnym wędrowaniu i kontemplacji otaczającego świata, słowo staje się przedsionkiem obrazu, jego przedsmakiem, a być może nawet jego wypełnieniem. Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że wszyscy jesteśmy podróżnikami, ale niekiedy o tym albo zapominamy, albo też zwyczajnie nie chcemy pamiętać.

Patrzę na swoje dzieci i kiedy głęboko zaczynam poddawać się retrospekcji swego dzieciństwa i młodości, widzę i dostrzegam w nich nie taki sam obraz, (byłoby to uproszczenie i spłycenie bogactwa, które przypisane jest każdej osobie) ale bardzo podobny, tylko wpleciony w inne czasy, przedmioty oraz miejsca. Nowocześniejsze samochody, małe komputery mieszczące się w dłoniach, wynalazki, aplikacje. Zaraz obok pojawia się to samo pragnienie. Nieustanne poszukiwanie słowa, które wypływa z wiary, przywraca nadzieję i rodzi miłość. Swoiste płótno przedstawiające ją i jego. Mężczyzna i kobieta nie zrodzą dziecka, dopóki nie obdarzą się słowem miłości. To słowo, jego brzmienie odnajduje swoją pełnię w pocałunkach, dotyku, pieszczotach i dogłębnym zjednoczeniu ciał na poziomie umysłu i ducha. Jakże wielka ufność objawia się w tym akcie oddania mężczyzny wobec kobiety i kobiety wobec mężczyzny. Oczywiście promieniuje ona na wszystko. Wspólne posiłki, rozmowy, spacery, a także kłótnie i nieporozumienia. To właśnie dzięki nim ich więź staje się jeszcze mocniejsza i silniejsza we wzajemnym obdarowaniu. To tutaj poznajemy siebie najlepiej, dogłębnie, co nie znaczy, że są one pożądane i same w sobie czymś wyjątkowo dobrym. Oby było ich jak najmniej.

Być może dzisiaj Słowo zatraca swoją wartość? Zbyt rzadko pozwalamy Mu stwarzać miłość, w niej uczestniczyć i ją budować poprzez nas samych. Ludzkie serce jest wrażliwe jak muszelka wyrzucona na brzeg przez wody oceanu lub morza. Nie trzeba wielkiej siły, wulgaryzmu, aby ją skruszyć i złamać. Obejmując ją dłońmi należy wykazać się delikatnością dotyku, który rozumie jej filigranową naturę. Wystarczy zaledwie chwila nieuwagi, nieostrożnego nacisku, aby pozbawić ją całości. Złamać. Równocześnie potrzeba niezmiernie dużo większego wysiłku i trudu, aby ją skleić, przywrócić jej pierwotny kształt i blask. Idąc tą ścieżką muszę sam, w szczerości ze sobą samym powiedzieć, że dla mnie jako mężczyzny, kiedy widzę złamane serca: żony, dzieci, matki, ojca, braci, siostry innych, złamane niejednokrotnie przeze mnie, zadanie ich klejenia jest niewykonalne. Znowu potrzeba cudów, a one pochodzą i przychodzą z….Tylko cud może przywrócić im pierwotny blask. Może dlatego właśnie mając coraz więcej możliwości wypełnienia czasu przez jego spulchniacze, ekstrakty smaku, ściemniacze, pożeracze, tak chętnie z nich korzystamy. Przenoszą nas one do świata, za którym tęsknimy, którego pragniemy. Do świata, w którym słowo nie rani, ale też nic nie buduje i nie stwarza, bo ten świat jest literacką, obrazową fikcją życia. Jego namiastką. Dzisiaj potrzeba wielkiej odwagi, aby przywracać moc i właściwe miejsce słowu. Znaczy ją możliwość, nie konieczność bycia zranionym lub ranienia innych. Pomimo wszystko to jest zawsze wybór.

PS. Nie wiem skąd bierze się ta skłonność, do zrywania myśli i pisania tak obszernych elaboratów. Wczorajszy chaos był spowodowany zmęczeniem. Pisząc przysypiałem nad komputerem, ale dzisiaj.. Cóż? Może kiedyś i to zrozumiem. Uwierzę, że dobry tekst nie musi być długi. 🙂 Do jutra.


Pokrewne tematy