Maciej Sz.

Okruchy. Chłopiec.

Mimo swoich kilku, jeszcze, dziesięciu lat ciągle noszę w sobie małego chłopca. Lubi on dostawać i kolekcjonować zabawki, ale niestety często musi bawić się nimi sam. Koledzy z podwórka są daleko i chyba trochę bardziej wyrośli. On ciągle poszukuje zabaw na świeżym powietrzu. Trzepak z dzieciństwa i podwórkowe szaleństwa, zabawy zapisały się w sercu chłopca bardzo głęboko. Zresztą zgodnie z porzekadłem: ruch to zdrowie. Gdyby je zastosować również do sportu, nie byłoby takie oczywiste i jednoznaczne w swym przesłaniu. Niemniej jednak chłopiec ostatnio zamarzył o biegu górskim. Chce go przebiec i zdobyć pierwszy w życiu medal, o którym marzył i marzy podziwiając współczesnych sportowych gladiatorów nie tylko w szklanym pudełeczku. Chłopiec poprosił swoją wróżkę o buty, które dostał. Wydawało mu się, że będą cudownie go niosły niczym te, w których dumnie wędrował kot. Owszem poniosły na leśne dukty, ale ich paliwem stały się mięśnie chłopca i jego upór, a nie cudowne podeszwy i jeszcze cudowniejsze możliwości.
Chłopiec tak bardzo się nimi ucieszył, że jeszcze tego samego dnia, choć już było późno postanowił z nich zrobić użytek i zrobił. Na początku biegł żwawo, pełen wigoru i radości. Ich błękitny kolor kojarzył mu się z niebem, na które zawsze lubi patrzyć zarówno w dzień, jak również w nocy. Czuł lekki powiew wiatru, a równy rytm kroków napawał go dumą i motywował jeszcze bardziej. Słońce powoli opadało i nie myślał o tym, że za chwile zrobi się ciemno. Nie myślał również o tym, że nigdy nie biegał po lesie w ciemnościach. Właściwie to nigdy nie biegał po lesie, poza paroma wyjątkami, kiedy trzymając mocno wielki patyk w dłoni, bawił się z kolegami z podwórka w wojnę. Patyk imitował broń, a usta odgłosy strzelania. Oni pomiędzy krzakami byli dzielnymi żołnierzami, którzy poznawali możliwości męskiego ducha i hartowali się w boju. Tego wieczoru biegł jednak sam. Zmuszony okolicznościami założył na swoje czoło latarkę i pokonywał kolejne metry. Wraz z zachodzącym słońcem, las powoli budził się do życia. Do jego uszu docierały dziwne dźwięki, które kładły się echem na jego sercu przyspieszając jego bicie. W tych momentach on przyspieszał kroku i starał się zniwelować strach, który ściskał jego gardło. W pewnym momencie jednak zrozumiał, że został całkowicie sam w tym krajobrazie. Zdany na niewielkie zapasy wody i swoje możliwości w nogach. Z każdym krokiem coraz mocniej odczuwał zmęczenie. Nigdy nie biegł tak długiego dystansu, w takich ciemnościach i do tego jeszcze w lesie. Im dłużej wszystko trwało, tym mocniej siły zaczęły go opuszczać, nogi sprzeciwiać się woli, a sam strach oddalać przybierając formę totalnej neutralności.
Dobiegł do rozwidlenia, gdzie musiał dokonać wyboru. Biec dalej, czy poddać się propozycji kolegi, który dwa kilometry dalej mógł czekać w samochodzie, proponując podwiezienie do domu. Pomyślał, że często, kiedy musiał walczyć z innymi i bronić swojego honoru zwyczajnie walczył. A kiedy miał pokonać jakiś problem uciekał. Tego wieczoru postanowił sprzeciwić się samemu sobie i niczym dorosły mężczyzna pobiec dalej, momentami iść, a wszystko po to, aby odmienić bieg historii swojego życia. Zamienić ucieczkę w konfrontację, niemożność w rozwiązanie, strach uczynić swym przyjacielem i pogłaskać go pogłowie, aby stał się paliwem kolejnych zwycięstw, a nie kolejnych porażek. Chłopiec nie chciał i nie chce już więcej chować się przed innymi, za rogiem, w piwnicy i szlochać narzekając na swój los. Chłopiec chce zwyciężać, choć zwycięstwo niekiedy dokonuje się w bólu i wymaga poświęceń. Tak oto tego wieczoru dziecko zostało oswojone, przytulone do serca ojca i zrozumiało, że stało się mężczyzną, a wszystko dokonało się, a właściwie podsumowało w biegowej inicjacji. Tego wieczoru chłopiec zrozumiał, że gdyby nie praca, którą wykonuje, nie podołał by wyzwaniu w sensie fizycznym. Zrozumiał, że gdyby zamknął w komórce swojego przyjaciela z dzieciństwa, życie stałoby się standardowym ceremoniałem przedsiębiorcy. Zrozumiał również, że niemożliwe dokonuje się w sercu, a strach i lęk, są czymś naturalnym i mogą pobiec razem z nim obok dodając mu sił. Dostrzegł również, że błędy, które popełnił i będzie jeszcze popełniał nie są strasznym, ciemnym borem, lecz dobrą panią nauczycielką, która pozwala odrobić, nieodrobione lekcje po raz kolejny i zdobyć wymarzony medal.

Ps. Dedykuję to prawie opowiadań, szczególnie wam wszystkim, moim stali czytelnicy, których prawie każdego dnia widuję i z którymi prawie każdego dnia wypijam filiżankę kawy do śniadania. Prawie robi ogromną różnicę, ale różnicę zawsze można sprowadzić do wspólnego mianownika. Mam nadzieje, że jutro wrócę z kolejnym wpisem. Serdecznie Was pozdrawiam.

Ps. Choć nie będzie 365, ciągłych wpisów, to wpisy będą ciągle. Czasami się nie da. Czasami trzeba wybrać pomiędzy wpisem, a obowiązkiem, rzeczywistością i snem, ale głód zawsze wzmaga apatyt.


Pokrewne tematy