Maciej Sz.

Okruchy. Pod dębami Mamre.

Za każdym razem, zanim usiądę do napisania jakiegokolwiek tekstu, każdego dnia sprawdzam czytania mszalne przewidziane na ten dzień i bywają takie momenty, kiedy przeżywam ogromne zaskoczenie. Właściwie Słowo Boże dzisiejszej soboty jest pełne nadziei. Pytanie, które stawia pod dębami Mamre sam Bóg. Czy jest coś, co byłoby niemożliwe dla Pana, niesie w sobie nadzieję, która zawieść serca ludzkiego nie może. Odpowiedź, choć oczywista wydaje się niekiedy trudna do przyjęcia. Każdego dnia siadając do jakiegokolwiek posiłku, przyjmujemy różnorodne pokarmy, które zapewniają nam energetyczny potencjał na kolejne godziny naszego życia. Potrafimy się nimi niekiedy delektować i zachwycić smakami, którymi wypełniają nasze podniebienie. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że człowiek, aby mógł funkcjonować musi jeść. Ta prosta i oczywista zasada stanowi pewien drogowskaz również w odniesieniu do naszego życia duchowego. Chcąc być ludźmi wiary, nadziei i miłości powinniśmy poszukiwać źródła siły, źródła, które zapewnia nam życie i zarazem daje je nam w obfitości.
Nie wnikając w materię problemów z którym się zmagamy, mając świadomość tego, że Ojciec nas obserwuje i na nas patrzy, warto zadać sobie pytanie o to, czy nasza wiara pozwala na to, aby w przenośni i dosłownie zatonąć w ogromnej ufności wobec Bożego planu, którego możemy stać się uczestnikami. Jak wiele rzeczy i spraw, które nas przygniatają i maja prawo przygniatać zatrzymujemy tylko dla siebie, łudząc się, że tylko my jesteśmy w stanie rozwikłać te zagadki, które pozbawiają nas głębokiego i spokojnego snu. Jakże wielka jest pokusa, aby uwierzyć w kłamstwo szerzone na rozmaite sposoby, że Pan Bóg o nas zapomniał i nie przejmuje się naszym losem. O wartości człowieka, jego wolności i wyjątkowości piszę właściwie nieustannie i nieustannie tego aspektu naszej egzystencji dotykam. Dzisiaj warto zadać sobie pytanie, jakie imiona maja sprawy i problemy, do których rozwiązania nie chcę zaprosić swojego Stwórcy. Właśnie Boże Słowo jest tym pokarmem, energetycznym dobrem, które pozwala nam w pełni odnajdować samych siebie.
Nie bójmy się otwierać naszych serc i naszych myśli przed Bogiem. To złudzenie, że On nie wie, co nam doskwiera, ale dopiero otwarcie jest wyraźnym, świadomym zaproszeniem Jego samego do naszego życia. W przeciwnym razie stoi z boku i się przygląda szanując naszą wolność, która stała się i ciągle jest największym dobrem każdego człowieka. Bardzo mocno uderzył mnie fakt, że Abraham siedząc przed wejściem do namiotu, dostrzegając trzech wędrowców, sam znużony panującym upałem, sam będąc utrudzony wstaje i wychodzi im na spotkanie proponując odpoczynek i strawę. Pomyślałem sobie, że może czasami problemy, które nas dotykają sprawiają, że myśl o nich jest tak gorąca i tak upalna, że nie mamy ani ochoty, ani siły, ani nadziei na podjęcie jakiegokolwiek kroku prowadzącego do rozwiązania tej trudnej sytuacji. Nie jest też tak, że podjęty krok przynosi owoce natychmiast, od razu w tym samym momencie i chwili. Kojarzy mi się raczej z umiejętnością oderwania się od siebie i skierowania ku drugiemu. Może właśnie paradoksalnie, za każdym razem, kiedy przekraczamy próg swego egoistycznego myślenia, o swoim trudzie i obciążeniu, wychodzimy z więzienia swoich problemów, dostrzegając innych i przychodzącego w ich do nas samego Boga, uwalniamy się od tego nieznośnego ciężaru i zarazem odcinamy kotwicę ograniczającą naszą wolność i sposób patrzenia w przyszłość, przeżywania teraźniejszości. Rozpinamy nasze żagle. Wybierając linami ich napięcie podejmujemy działania, które wprawiają żaglówkę naszego życia w ruch. Można byłoby pochylając się nad tym zapisem, w sposób alegoryczny dostrzec ów podmuch wiatru, jako Oddech Bożej Miłości, która chce nas prowadzić w zburzonych wodach oceanów.
Trudno jest wytłumaczyć ową bliskość., wszak jest ona indywidualną i niepowtarzalną relacją, którą buduję ja sam, poprzez swoje otwarcie i skierowane zaproszenie. W tym tekście postawa Sary, która się zaśmiała, a potem na pytanie zaprzeczyła owemu śmiechowi jest aż nadto postawą znaną mi osobiście. Bywa niekiedy, że nie tylko próbujemy oszukać Boga, ale próbujemy oszukać samych siebie, odbierając sobie możliwość zobaczenia cudów. Każdy z nas, o czym już kiedyś pisałem jest chodzącym cudem. Każdy z nas ma coś do zrobienia, ma jakieś drzwi, które musi otworzyć, aby ujrzeć w zupełnie nowej perspektywie życie swoje, a także życie innych. Co jest kluczem? Kluczem jest nasze serce i gotowość poszukiwania wiatru Bożej Miłości. Życie jest takie piękne. Czasami okraszone łzami, niekiedy złością, ale również uśmiechem i pokojem i tak często nużącą nas niezmiennością rytmu pracy, obowiązków układanką, którą mogli byśmy nazwać powszednią. Ta powszedniość jest piękna. Stanowi zdecydowaną większość naszej wędrówki. Umiejąc się nad nią pochylić, czasami powstać z jej upału, ucieszyć i uradować stajemy się piękni tak, jak piękna jest nasza codzienność.
Kończąc dzisiejszy tekst, chciałbym raz jeszcze odwołać się do zdania z Księgi Rodzaju. Czyż nie jest tak, że często my sami ograniczamy piękno naszego życia i wędrowania swoim myśleniem. Ograniczmy możliwości, których zwyczajnie nie widzimy. Trudno jest coś zobaczyć, kiedy oczy wypełnione są łzami. W tym roku prowadziłem samochód z jednym okiem, które trafiła gałąź. Pewnie niektórzy z was pamiętają. Jechałem, ale musiałem się co jakiś czas zatrzymywać. Przecierać załzawione oko wodą, dać mu chwile odpocząć, by kontynuować dalej jazdę. No właśnie ze łzawymi myślami, zeszklonymi słonymi oczami, umysłem pełnym najgorszych wizji lub niemożności, trudno dostrzec wędrowców, którzy przynoszą nam nie tylko nadzieję, ale konkretną drogę i osobę, w której ona się urzeczywistnia i wypełnia.

Ps. Dzień chyli się już ku zachodowi lub wschodzi na nowo, gdy czytacie te słowa. Starajmy się spojrzeć tam, gdzie dotąd nie patrzyliśmy. Nie wyznaczajmy granic Bogu i swemu myśleniu. Spójrzmy inaczej. Spróbujmy zobaczyć, że jest Ktoś, Kto czeka na zaproszenie pod dębami Mamre naszego życia. Cały czas tan jest.


Pokrewne tematy