Maciej Sz.

Okruchy. Tancerz.

Wiara rodzi się w ciszy, która pozwala wsłuchiwać się w uderzenia swojego serca i rytm oddechu. Przychodzi na świat w cierpliwym oczekiwaniu. W jego cierpliwość wpisuje się otwartość umysłu i ciała, w którym nawet najmniejszy szmer, najdelikatniejsze dotknięcie staje się początkiem wielkiego tańca miłości. W tańcu partner prowadzi partnerkę wyczuwając jej kroki. Nie używa siły, ani przymusu. Wszystko jest przesiąknięte harmoniczną głębią muzyki i wydobywającego się z niej rytmu. Kolejne kroki są delikatne. Patrząc z boku można odnieść wrażenie, że ów taniec płynie, a tancerz unosi swą siłą tancerkę w powietrzu, pozwalając jej cieszyć się tajemnicą tańca. Obserwator spogląda z zazdrością na to widowisko gracji, zjednoczenia i piękna, które wydobywa się na zewnątrz z samego jestestwa ich serc. Ten ruch jest pełen dynamizmu. Choć to partner prowadzi partnerkę i nadaje kierunek ich wirowaniu, to partnerka poddaje mu się całkowicie świadomie, czując w swym sercu głęboki pokój wypływający z jej poczucia bezpieczeństwa. Wyraża swoją uległość, lecz nie traci swojej wolności i indywidualizmu przypisanego jej oddaniu.
W świecie, gdzie informacje pojawiają się bardzo szybko, tworzą hałdy niezdrowych, nieprzetrawionych resztek w naszym organizmie, bycie tancerką w objęciach Stwórcy nie tylko ma sens, ale staje się swego rodzaju tańcem radości i uwielbienia, który dzień po dniu staje się coraz doskonalszy, a swoją doskonałość czerpie z delikatnego objęcia i prowadzenia w kierunku dobra. Oczywiście i najlepszym tancerzom błędy się zdarzają, a zarazem aby dołączyć do tanecznej elity trzeba podjąć wędrówkę wiodącą przez gąszcz powtarzania tych samych kroków, nawyków, które w swej monotonii i oczekiwaniu na najważniejszy taniec mogą nie tyle zanudzić, co zniechęcić. Ostatecznie jednak na parkiecie w balowej sali powiodą do upragnionego sukcesu. I tutaj wkrada się owa rzeczywistość, o której chciałem napisać już dosyć dawno, a która cierpliwie czekała na ten moment. Sukces. Niby piękne słowo, ale niosące w sobie pewne niebezpieczeństwo. Choć pracujemy na niego latami, choć go poszukujemy i pragniemy, również i ja sam, to bezruch w niego wpisany może stać się przyczyną smutku i swego rodzaju duchowej śmierci. Sukces, to jakiś szczyt, spełnienie marzeń, zakończenie pewnego etapu, pewnej drogi. Osiągnięcie celu i zrealizowanie podjętych postanowień. W sensie tańca, a także wiary może stać się wrogiem, który zamrozi nas, niejako zawiesi poprzeczkę na pewnym pułapie i razem ze swoim leniwym poczuciem spełnienia nie pozwoli pójść dalej. Za każdym razem kiedy, słucham utworów muzyki klasycznej, a także coverów znanych wykonawców zauważam ogromną różnorodność i niejednolitość, choć tego byśmy oczekiwali, ale czy na pewno? W sensie tańca, każdy dzień, powierzchnia, akustyka sali, jej położenie ma znaczenie. Zawsze podziwiam z jaką starannością tancerki przygotowują swoje kreacje i makijaże podkreślając swój indywidualizm i piękno. Wszystko ma znaczenie, nawet brokat przyklejony w tym, a nie w innym miejscu twarzy. Rzekłbym perfekcjonizm z nutą bólu i przesady, a z drugiej ogromne zaangażowanie i brak najmniejszych kompromisów. I tu powoli dochodzimy do sedna całej treści.
Po pierwsze każdy muzyk wnosi muzyką swoją osobę, stąd owa różnorodność, choć brzmi podobnie, to nigdy tak samo. Nuty wydają się być mniej lub bardziej skomplikowanym zapisem. Na pięciolinii wyglądają niezmiennie, ale na żywo są niepowtarzalne. Zawsze jest jakaś różnica, jakiś detal, niuans. To znaczy, że w poszukiwaniu Tancerza, który poprowadzi nas najdrobniejszy detal i szczegół ma znaczenie.
Po drugie poddanie się prowadzącemu. Każdy fałszywy krok ze strony tancerki może zaburzyć harmoniczny układ piękna, a zarazem najlepszą wizję skrytą w głowie i sercu Tancerza.
Ta dzisiejsza refleksja zrodziła się z widoku ludzi, którzy przychodzą do dyrygenta życia w poszukiwaniu właściwej interpretacji nut. Pod ich wpływem, tychże ludzi, którzy pomimo różnych przeciwności i lęków, a także słabości, nieustannie szukają tego tańca. Nie chodzi o sukces, chodzi o sam taniec. To nieustanny ruch w poszukiwaniu swojego miejsca i właściwych kroków na parkiecie życia. Pragnienie, które znajduje swoje wypełnienie, dopełnienie i swój taneczny krok w Jego ramionach.

Ps. Oczywiście w końcu nie podzieliłem się z Wami tym, czym chciałem, ale dzisiaj poddałem się tancerzowi swoich myśli, przelewając je tutaj i dzieląc się z wami. Wiecie? Fajnie byłoby kiedyś usiąść do kawy i tak otwarcie porozmawiać sobie, a właściwie wysłuchać waszych refleksji spiętych klamrą minionych dni i lat, doświadczeń, które za nami. Pozdrawiam was serdecznie i życzę dobrego pogodnego czasu. Może to zabrzmi dziwnie, ale jesteśmy bezpieczni i nie ma się czego bać. Ktoś nas w tym tańcu przecież prowadzi.


Pokrewne tematy