Maciej Sz.

Co ma znaczenie?

Właśnie usiedliśmy do wspólnego śniadania, kiedy jedna z córek wyciągając szklankę z szafki coś wyraźnie stłukła. Podszedłem bliżej. Zobaczyłem leżący na ziemi, roztrzaskany mój ulubiony kubek z logotypem Salemu, karczmy w Zębie, gdzie swego czasu bywałem niemalże codziennie. Siedzieliśmy tam zatopieni, pochyleni nad drewnianymi stołami pijąc piwo, paląc papierosy, prowadząc długie rozmowy. Graliśmy na gitarze i śpiewaliśmy piosenki ulubionych artystów. Pijąc herbatę z tego kubka, miałem w sercu i przed oczyma wszystkich tych ludzi, których tam poznałem i z którymi wspólnie spędzałem czas. Niestety niektórzy z nich odeszli już bezpowrotnie, a czas zweryfikował autentyczność relacji z pozostałymi. Pozostało nas dwóch może trzech niezłomnych rozmówców.

W pierwszej chwili poczułem ogromną pustkę i złość, która chciała się rozlać niczym fala powodziowa po naszym rodzinnym stole. Na szczęście zbudowany falochron poszukiwania pokoju, utkany z nici cierpliwego oczekiwania i dziwnego uczucia, że nagle coś znika, oparł się niszczącej sile emocjonalnego uniesienia. Kubka bym nie uratował w zmąconej wodzie swojego egoizmu i złości, a śniadanie jedzone w atmosferze zdenerwowania nikomu nie wyszło by na zdrowie. To tylko kubek i aż kubek. Dla mnie ważny i wyjątkowy. Dla dzieci zwyczajny. Po prostu kubek.

Na jednej ze ścian w naszym mieszkaniu wiszą różnorodne obrazy, rzeźby, fotografie, a nawet dziwne przedmioty. Można byłoby nazwać tę ścianę, ścianą pamięci. Każda rzecz ma swoją historię i opowiada o minionym czasie, a nade wszystko opowiada o ludziach. Ściana wzbudza duże zainteresowanie wśród wszystkich odwiedzających nas osób, niekiedy połączone z ciekawością. Z jednej strony to zwykła ściana, z drugiej nadzwyczajna. Nadaje charakter kuchni i naszej jadalni. Sprawia, że czujemy się dobrze w obrębie naszego domostwa. Wprowadza trochę życia, burząc monotonię białych, czterech ścian.

W tym wszystkim jednak nie kubek jest najważniejszy, lecz ludzie, których mi przypominał. W tym wszystkim nie obrazy, rzeczy, przedmioty są najważniejsze, lecz historie ludzi, o których opowiadają. W tym wszystkim jednak nie te historie są najważniejsze, lecz to czego mnie uczą, ku czemu mnie prowadzą i jak mnie przed samym sobą ubierają.

Dzisiaj nie idzie mi to pisanie, choć to była bardzo dobra niedziela. Rodzinna, spokojna. Stąpaliśmy po dywanie rozmowy i spotkania. Z tych dwóch obrazów wyłania się prosta prawda, że świat jest tak bardzo różnorodny i kolorowy, jak bardzo różnorodni i kolorowi są ludzie. Przedmioty, historie spotkania mają znaczenie, o ile prowadzą nas do poznania głębi swego serca. Każdy z nas jest skomplikowany. Każdy ma swoje sukcesy, porażki. Każdy czuje się wyjątkowy i niepowtarzalny. Chcemy i domagamy się tego, aby inni spoglądali na nas w ten sposób, a sami spoglądać tak nie potrafimy. Nie chcę nikogo osądzać, ani nikomu radzić w jaki sposób ma żyć, co ma robić, kroczyć. Czym ma się otaczać, na co zwracać uwagę, mogę jedynie spojrzeć na siebie i swoje doświadczenia. Od mej nagości, którą tutaj rozumiem jak nagość prawdy o sobie samym, zależy umiejętność patrzenia na innych.

Ps. Dzisiejszy wpis zagmatwałem i nie jestem z niego zadowolony. Być może jednak moja dzisiejsza słabość komuś da moc nowego spojrzenia. W tym miejscu wchodzi mi do głowy Hymn o miłości z Listu do Koryntian. Gdybym …. Nie kubek, nie ściana, nie dom, nie obraz i rzeźba, nie moja słabość, nie w tym jest ukryte znaczenie. Zatem gdzie?


Ähnliche Artikel